09 Gru

Anti-Static: pomiędzy sztuką a sztuką i sztuką a rzeczywistością

by Redakcja

 

Sztuka mediów, na świecie i w Polsce, jest dziedziną obchodzącą już różne jubileusze. Z okazji 30-lecia Biennale Sztuki Mediów WRO i jubileuszowej edycji pod hasłem CZYNNIK LUDZKI/HUMAN ASPECT, w drukowanym wydaniu "Formatu" (nr 82-83) ukazały się właśnie teksty 10 autorów na temat poszczególnych wątków programowych Biennale – zapraszamy do lektury! W tym kontekście na format-net.pl publikujemy obszerną relację Izabeli Kowalczyk z wystawy „Anti-Static" - kuratorowanej przez Piotra Krajewskiego manifestacji poznańskich Intermediów z okazji jubileuszu 100-lecie Uniwersytetu Artystycznego. Wystawa była prezentowana w Muzeum Narodowym w Poznaniu w drugiej połowie 2018 roku.

 

Wystawa Anti-static w Muzeum Narodowym w Poznaniu, prezentująca twórczość artystów wywodzących się z Katedry Intermediów Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu  (Diana Lelonek, Magdalena Starska, Sławomir Sobczak, Karolina Kubik, Andrzej Syska, Marek Wasilewski, Andrzej Pakuła, Jakub Jasiukiewicz, Izabella Gustowska, Wojciech Bąkowski, Leszek Knaflewski, zm. 2014, Piotr Kurka, Piotr Bosacki, Jana Shostak, Raman Tratsiuk, Daniel Koniusz, Chris Łukomski oraz gościnnie: Rafał Zapała) odbyła się w dniach 16.09. – 07.10.2018. Ekspozycja, według zamierzeń kuratora Piotra Krajewskiego, miała zerwać ze statycznym sposobem prezentacji sztuki i ukazać witalność oraz mobilność współczesnej sztuki mediów. Dlatego też skupia się na ruchu, mobilności, intertekstualności, przekraczaniu granic miejsca przeznaczonego na ekspozycję. Podczas wernisażu wystawy prace faktycznie jawiły się jako ulotne, drgające, migające, nakładające się na siebie, zmieniające się, szemrzące, ale i dudniące. Wydawały się być w ciągłym ruchu pomiędzy przemieszczającą się tłumnie publicznością. Wchodziły ze sobą w relacje, nie zawsze przyjacielskie, niekiedy sobie przeszkadzały, rywalizując o uwagę widzów. Nieco inaczej działo się na wystawie już poza sytuacją wernisażu. Przy mniejszej liczbie publiczności, prace stawały się bardziej statyczne, jeśli nie wręcz osamotnione. Wciąż jednak obecny był w nich potencjał nieustannej zmiany i pojawiających się zakłóceń. Akcent na zmienność miał odzwierciedlać stan, w jakim znajdujemy się otoczeni przez niekończące się medialne przekazy. 

Jeanette Winterson pisała jeszcze w latach 90. XX wieku: „Media plądrują sztukę, w swoich obrazach, reklamach, kopiach, w swoich dżinglach, melodyjkach, żargonie dziennikarskim proponują nam nieustannie coś, co jest bladym cieniem formy, prawdziwego malarstwa, prawdziwej muzyki. Wszyscy jesteśmy narażeni na to bombardowanie, które jednocześnie unicestwia naszą wrażliwość i budzi w nas lęk przed tym, co nie jest natychmiast osiągalne, gotowe do użytku, do skonsumowania. Prawdziwa sztuka wymaga od nas znacznego wysiłku, wysiłku który jest dla kultury popularnej przekleństwem”. O bombardowaniu nas obrazami i komunikatami, których nie jesteśmy w stanie uchwycić, ani zrozumieć a jednocześnie o ciągłej chęci do korygowania nas mówi praca wideo Marka Wasilewskiego pod tytułem Your System (2018), będąca projekcją fotografii ze starej książki omawiającej ćwiczenia rehabilitacyjne oraz tekstów dotyczących korygowania. Ze względu na szybkość zmieniających się obrazów, pojawiła się irytująca niemożność uchwycenia ich znaczeń.

Dziś w dobie nadprodukcji obrazów, obrazów przekazywanych przez media społecznościowe, w dobie tożsamości rozproszonej pomiędzy Facebookiem, Twitterem a Instagramem, nie jesteśmy już w stanie uciec od zmediatyzowanego świata. Jakże często gubimy sens przekazywanych wciąż informacji. I jak bardzo trudno być dzisiaj uważnym. Jest to zarazem wyzwanie dla sztuki, która musi sobie z tą sytuacją nadmiaru, szybkości i zmienności informacji poradzić. Musi poradzić sobie z widzami, którzy nie nawykli do wysiłku i uważności, musi ich zaciekawić i sprowokować do refleksji. Dlatego niektóre prace umieszczone na wystawie prowokowały do interakcji, jak instalacja Piotra Kurki pt. Apel mówiąca o zderzaniu się ze sobą dobra i zła. Sztuka, taka jak ta zaprezentowana na Anti-Static, wykorzystuje ten informacyjny szum, ale zarazem przeprowadza wobec niego dywersję.

Ważne w kontekście pytań o wyzwania dla sztuki dzisiaj oraz o zmieniające się sposoby jej odbioru stało się miejsce pokazu Anti-Static, a więc tradycyjne muzeum, owa świątynia sztuki, gdzie obrazy tkwią niezmiennie na swoim miejscu, wydają się uśpione, jeśli nie wręcz pozbawione życia. „Dlatego – jak pisze Piotr Krajewski – Muzeum Narodowe, prezentujące sztukę tworzoną przez artystów różnych epok, jest doskonałym kontekstem dla wystawy Anti-Static, na która możemy spojrzeć poprzez sąsiadującą z nią przeszłość i odkryć, co jest dla nas nadal żywe, a co pokryło się kurzem historii”.  Warto pamiętać, że antystatyczne szmatki nie tylko czyszczą powierzchnię, ale też przeciwdziałają osadzaniu się kurzu. Wydaje się więc, ze kurator wierzy w ożywczą, a wręcz oczyszczającą moc sztuki intermedialnej, która z muzeum ma wymieść ów kurz historii, którym jest ono przyprószone. 

Za symbol antystatyczności rozsądzającej muzealne ramy uznać można pracę Antistatic Sławomira Sobczaka. Ogromny kamień – serpentynin umieszczony został na środku ciemnego pomieszczenia usytuowanego w centralnym punkcie pierwszej sali ekspozycyjnej.   Zwiedzający wystawę, wchodząc do środka, dzięki zamontowanemu czujnikowi ruchu, uruchamiają we wnętrzu światło. W środku nie możemy jednak poczuć się stabilnie, całe to pomieszczenie przesuwa się raz w jedną, raz w drugą stronę, zmuszając nas do ruchu. To, co wydaje się niezmienne, stabilne, trwałe, a więc niezwykłej urody skała, choć delikatna i kruszejąca, otoczona jest przez niestabilną rzeczywistość.  Do odrzucenia statyczności odnosi się również tajemnicza postać odziana od stóp do głów w żółty kostium, wykonująca dziwne taneczne ruchy w filmie wideo Leszka Knaflewskiego Złap F z 2008 roku.

Na całej wystawie mamy do czynienia z akcentowaniem braku stabilności, musimy być cały czas czujni, aby czegoś nie przeoczyć, nie przejść obojętnie wobec prac umieszczonych w najbardziej zaskakujących miejscach, jak na przykład projekcja wideo Jakuba Jasiukiewicza pod tytułem Desant prezentowana na suficie w głównej sali ekspozycyjnej.  Odwołująca się w warstwie stylistycznej do projekcji Billa Violli, ukazuje podskakujących ludzi (samego artystę oraz jego przyjaciół z Katedry Intermediów). Ich powolne unoszenie się i opadanie wydaje się zaprzeczać prawom grawitacji. Tkwimy w rozmaitych konfiguracjach z innymi, nasze życie to naprzemienne sukcesy i porażki, metaforycznie unosimy się i spadamy. Niekiedy marzymy o oderwaniu się od rzeczywistości i to marzenie wydaje się wyrażać właśnie Desant Jasiukiewicza. 

Wchodzenie ze sobą we wzajemne relacje to też cecha charakteryzująca większość prac zgromadzonych na wystawie. Dzieje się to przede wszystkim przez przemieszanie różnych odgłosów.  W instalacji dźwiękowej Rafała Zapały Antystatyczny kurz dźwiękowy, w różnych miejscach muzeum z głośników wydobywa się dziwny, nieco drażniący szmer, który słabnie, gdy widzowie zaczynają się poruszać.  Recytowane przez Wojciecha Bąkowskiego wiersze z cyklu Starodawny Płomień, zakłócane są przez ostry dźwięk rozbijanej żarówki, który towarzyszy sąsiedniej pracy, jaką jest projekcja wideo Stoisz na moim miejscu z 2010 roku autorstwa Leszka Knaflewskiego. Film ukazuje artystę, który kijem golfowym wybija szklane żarówki, po czym wyświetla się napis będący tytułem jednej z jego prac. W ten sposób rozbija on nadmuchany balon, związany z nadmiernym przywiązaniem do własnych osiągnięć artystycznych. W innym miejscu ekspozycji rywalizują ze sobą, nawet, jeśli niezbyt głośne, to przenikliwe dźwięki pracy Daniela Koniusza (Podobny odruch do drugiej) oraz Ramana Tratsiuka Electric Objects. W pierwszym przypadku rzeźba dźwiękowa naśladuje dźwięk broni sonicznej, choć o natężeniu na tyle niskim, że na szczęście nie jest w stanie zrobić nam krzywdy; w drugim zaś – to dźwięk wydobywającego się raz na jakiś czas elektrycznego spięcia.  Sytuację ruchu, braku stabilności podkreślał dodatkowo performance Krzysztofa Łukomskiego Mimo chodem, będący intertekstualną grą z pracami Tino Sehgala. W realizacji Łukomskiego grupa performerów wykonywała przy eksponowanych pracach nieoczywiste choreografie. Niektórzy wchodzili do ich wnętrza, na przykład do pomieszczenia z serpentynitem, inni na tle projekcji wideo wykonywali taneczne ruchy, zakłócając tym samym projektowane obrazy oraz stając się dla nich częściowo ekranami. 

Część prac, jak w przypadku performance Łukomskiego, akcentuje współdziałanie i znaczenie wzajemnych relacji, jakby odpowiadając na wyzwanie Nicolasa Bourriauda, który może nieco naiwnie wierzy, że sztuka jest w stanie ocalić ludzkie relacje w świecie, który wciąż dokonuje ich utowarowienia. „W naszych postindustrialnych społeczeństwach – pisze autor Estetyki relacyjnej – najpilniejszą kwestią okazuje się nie emancypacja jednostki, lecz międzyludzka komunikacja i wyzwolenie relacyjnego wymiaru egzystencji”. Kwestie te można uznać za kluczowe dla projekcji wideo Izabelli Gustowskiej Panoramiczny Happening Jeziorny – Nienawiszcz (2018). Ta najbardziej imponująca na całej wystawie praca odnosi się oczywiście do Panoramicznego Happeningu Morskiego Tadeusza Kantora wykonanego w Osiekach w 1967 roku, przy udziale między innymi Jerzego Beresia oraz Edwarda Krasińskiego jako dyrygenta. Artystka wchodzi tu na drabinkę, aby przyjrzeć się temu, co ją otacza, zaś zbierający się wokół niej ludzi (pozostali artyści z intermediów) zaopatrzeni są w kamery, aparaty fotograficzne, rejestratory dźwięków oraz telefony, którym rejestrują otoczenie. W ten sposób artystka tworzy metaforę naszego bycia w świecie, gdzie większość relacji zapośredniczonych jest przez media – nie tylko relacje z innymi, ale też ze światem przyrody. Artystka schodzi jednak ze schodków, oddając symbolicznie miejsce innym. Nie chce być artystą-demiurgiem, a raczej artystką prowokującą sytuacje i zdarzenia, ale też namawiającą do buntu i niezgody na zastaną rzeczywistość. Pod koniec happeningu uczestnicy wydarzenia rozwijają banery z napisami: Wolność, Sztuka, Kultura, Nauka, Miłość. Ten polityczny gest, który jednoznacznie odnieść można do zagrożonych obecnie wartości, do systemu politycznego, który stara się coraz bardziej sterować kulturą oraz nauką, jest jednak nieco dwuznaczny w kontekście wcześniejszych, opisanych tu, scen. Jeśli wszystko jest zapośredniczone przez kamery, zarejestrowane po to, aby pojawić się w mediach społecznościowych, stać się kolejnym medialnym obrazem, to czy walka o demokrację nie staje się następną symulacją? Czy nie zamienia się w coś, co można określić click-aktywizmem? Wydaje się jednak, że Gustowska wierzy w siłę buntu, zwłaszcza wtedy, gdy nie jest to bunt pojedynczych niezwiązanych ze sobą jednostek, ale jest podejmowany wspólnotowo. Bo to w grupie, a nie w indywidualnej jednostce tkwi siła opozycji wobec władzy. 

O zderzeniu indywidualności ze zbiorowością mówi też praca wideo Jany Shostak Miss Peace. Na filmie widzimy odzianą w kostium kandydatki na Miss Polonia artystkę stojącą nieruchomo obok przechodzącego Marszu Równości w Poznaniu. Maszerujący uczestnicy parady w barwnych strojach, z tęczowymi flagami mijają artystkę, starając się jej nie potrącić. W porównaniu z jej statyczną wymuszoną pozą są oni swobodni, radośni, otwarci. Tak jakby Shostak chciała pokazać zderzenie tradycji, a dokładnie roli kobiety, która musi dobrze wyglądać i nienagannie się zachowywać z nowoczesnością symbolizowaną przez swobodę i radość przechodzącego obok niej tłumu. Podczas, gdy ona pretenduje do tytułu Miss Polonii, marsz równości idzie dalej, licząc na pozytywną zmianę rzeczywistości... 

W ogóle na szczególną uwagę zasługują interwencje artystyczne kobiet wywodzących się z Intermediów. Przez długi czas Katedra była zmaskulinizowana; zaś wyjątkiem potwierdzającym regułę była jedyna charyzmatyczna postać kobieca, jaką jest profesor Izabella Gustowska. Dzisiaj widać jednak siłę artystek wywodzących się z Intermediów, o czym świadczą prace Diany Lelonek, Magdaleny Starskiej, Jany Shostak i Karoliny Kubik. Dysproporcje płci w kadrze profesorskiej na akademiach sztuki, ze szczególnym uwzględnieniem Uniwersytetu Artystycznego ukazuje dobitnie praca Diany Lelonek pod tytułem Ściana. Artystka zaaranżowała przestrzeń odzwierciedlającą tak zwaną ścianę pamięci, która na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu mieści się przed wejściem do Rektoratu. Na ścianach w realnej przestrzeni szkoły wisi kilkadziesiąt portretów zmarłych profesorów uczelni. Wśród nich znajdują się zaledwie cztery portrety kobiet, nie tylko profesorek sztuki, ale też lektorki od języka angielskiego oraz profesorki, która wykładała w naszej szkole historię sztuki. Lelonek w zaaranżowanej przez siebie przestrzeni, pomalowanej na charakterystyczny beżowy kolor wypreparowała te kobiece portrety z reszty, a tym samym ukazała puste ściany wokół nielicznych kobiecych wizerunków. Ta dojmująca dysproporcja między portretami kobiet a mężczyzn jest odzwierciedleniem sytuacji wciąż panującej na uczelniach artystycznych. Wystarczy przypomnieć wydany w 2015 roku przez Fundację Katarzyny Kozyry Raport z badania obecności kobiet na uczelniach artystycznych w Polsce Marne szanse na awanse, w którym czytamy: „Polskie uczelnie artystyczne są wyjątkowo sfeminizowane jako miejsca studiów i wyjątkowo zmaskulinizowane jako miejsca pracy”. Proporcje te wynoszą 77% kobiet wśród studiujących i 22% wśród kadry profesorskiej. Przyczynami tego stanu rzeczy, według autorek raportu, jest między innymi to, że: „kobiety są rzadziej wprowadzane przez mentorów do wewnętrznych kręgów profesji, mają mniejszy dostęp do nieformalnych kanałów komunikacji i integracji. Z mniejszymi koneksjami (…) akumulują mniejszy kapitał społeczny, co w rezultacie zwiększa prawdopodobieństwo wykluczenia ich z kręgów władzy”. 

Na potrzebę odzyskania własnej kobiecej siły, artystycznej pewności siebie, ale też potrzebę działania wspólnotowego wskazywał z kolei performance Karoliny Kubik z obiektem, którym był zawieszony pod sufitem sali ekspozycyjnej latawiec zatytułowany Gdzie kości obojczyka zmieniają się w blizny.

Do przestrzeni poznańskiej akademii odniosła się, oprócz wspomnianej Diany Lelonek, także Magdalena Starska w pracy zatytułowanej Trening Refleksyjny. Instalacja składa się z worków bokserskich, w które każdy i każda ze zwiedzających może uderzać. Boks, a więc szybkie ruchy i mocne uderzenia w worki powodują uwalnianie się w ciele endorfin, dając zarazem osobie trenującej lepsze samopoczucie, a wręcz odczucie chwilowego szczęścia. Starskiej zależy na tym, aby te worki bokserskie mogły zostać umieszczone w szkole po to, aby każdy ze studentów i studentek, ale też profesorów i profesorek mógł odreagować stresujące sytuacje i uwolnić się od przykrego napięcia, które może wynikać z niepowodzeń szkolnych, artystycznych porażek czy konfliktów interpersonalnych. Instalacja Starskiej jest interaktywna również dzięki temu, że artystka przedstawiła mapę głównych budynków Uniwersytetu Artystycznego proponując zwiedzającym, aby zaznaczali na niej miejsca, gdzie w szkole powinny być umieszczone worki bokserskie. Choć zabrakło budynku E, w którym odbywają się zajęcia teoretyczne oraz lektoraty, jedna z teoretyczek Marta Smolińska narysowała w sposób symboliczny ten budynek, wskazując, że „teoretycy też czasami muszą walnąć”.  Pod czym i ja sama bardzo chętnie się podpisałam.

Intermedia mają już za sobą długą historię, sam termin został wprowadzony w latach 60. XX wieku przez Dicka Higginsa na określenie sztuki wychodzącej poza tradycyjne media oraz dokonującej ich łączenia. Najciekawsze bowiem jest to, co dzieje się pomiędzy nimi. Jak każdy nowy kierunek czy tendencja w sztuce one również mogą ulegać akademizacji. Na ekspozycji ujawniały to prace zamknięte na same siebie, operujące jedynie warstwą formalną, niezadające żadnych pytań dotyczących współczesności. 

Przeciwieństwem tego była natomiast znakomita praca Piotra Bosackiego Wiersze dwustronne usytuowana na piętrze holu starego budynku muzeum. Była to niepozorna gablota będąca współczesną wersją Kunstkamery, a więc gabinetu osobowości, z umieszczonymi w niej banalnymi przedmiotami, takimi jak wtyczki elektryczne, ziarenka kukurydzy, druciany wieszak wygięty w kształt konturu mapy Polski, srebrna folia, banderola od kapsla po winie, metalowe sprężynki, kieliszek do wódki z wizerunkiem czaszki.  Były to ewidentne odpadki, jeśli nie wręcz śmieci. Ta w całości korzystająca ze spuścizny dadaizmu, a zwłaszcza Marcela Duchampa i Kurta Schwittersa, praca zawierała kolejne odwołania intertekstualne, np. srebrna folia, a z drugiej strony czarny skaj zestawione z banderolą od wina układały się w kształt przypominający infantkę Velázqueza. Ponadto przedmioty te były bardzo małe i niepozorne, co pozostawiało w poszczególnych przegródkach spore światło – przez pracę Bosackiego przebijały więc fragmenty neoklasycystycznej architektury muzealnego holu oraz tradycyjne obiekty muzealne, na przykład kopia Myśliciela Rodina, a z drugiej strony obraz religijny ukazujący wniebowstąpienie Chrystusa. Jak u dadaistów i Duchampa praca była też grą między wizualnością i tekstem. Można ją było oglądać z obu stron, ale po obu stronach każdemu obiektowi towarzyszyły inne wiersze lub krótkie frazy będące pure-nonsensowymi dowcipami. I tak na przykład kieliszkowi z wizerunkiem czaszki z jednej strony towarzyszył napis: „Kreacjoniści – woda z mózgu”, a po drugiej: „Ewolucjoniści – mózg z wody”. Dwie rozczapierzone igły, będące elementem zabezpieczeń budynków przeciwko gołębiom i innym ptakom, przez które zresztą z jednej strony przebijało wspomniane Wniebowstąpienie, opatrzone były po jednej ze stron wierszem: „Prędzej bogacz przejdzie przez igłę zastrzyczną, niż ptaszyna z invitra usiądzie na parapecie katechetycznej salki”. Podpisy oczywiście odnosiły się do ukazanych przedmiotów, na przykład ustawiony bokiem drewniany krzyż podpisany był jako: „drabina jednoszczebla jednonoga”. Jeden z najciekawszych, odnoszących się do współczesnej Polski wierszy, który towarzyszył konturowi mapy Polski, z nałożonymi nań trzema czarnymi koralikami, brzmiał: „moda polska skąpa / jak opis zmartwychwstania / czarny różaniec / w kółko żałoba / niemożliwa do przepracowania / niedziela bezhandlowa”.

Traf chciał, że wernisaż odbywał się w niedzielę bezhandlową, zaś popołudniową porą na poznańskim Starym Rynku, niedaleko budynku przy Paderewskiego 1, w którym w czasach mojego dzieciństwa mieścił się sklep Mody Polskiej, zaobserwowałam bardzo dziwne sceny. Tuż obok ludzi tłumnie siedzących w restauracyjnych ogródkach, spożywających obiady, jedzący desery, pijących wino i piwo, przechodziła grupa pielgrzymkowa z kopią obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, zatrzymując się co jakiś czas, aby odmówić różaniec. Widok modlących się ludzi, stojących tuż obok restauracyjnych i kawiarnianych gości był co najmniej absurdalny. Kim byli i co robili – wyjaśniał niesiony przez nich transparent, będący odzwierciedleniem polskiej flagi, w której górnym lewym narożniku widniała kontur mapy Polski (sic!), z umieszczonym w nim wizerunkiem Matki Boskiej. Na przecięciu białego i czerwonego koloru umieszczony był natomiast napis: „Krucjata Różańcowa za Ojczyznę”. Czy Piotr Bosacki to przewidział? Czy może podczas innej bezhandlowej niedzieli zaobserwował podobne zjawisko? Na te pytania nie znam odpowiedzi. Myślę jednak, że trudno byłoby znaleźć inną pracę jakiegokolwiek współczesnego polskiego artysty czy artystki, równie trafnie komentującą naszą współczesną rzeczywistość, która niekiedy może nam się pomylić się z artystycznym absurdem… I w tym właśnie ujawnia się siła wystawy Anti-Static – we wzajemnych relacjach i zderzeniach pomiędzy sztuką a sztuką, ale też sztuki a rzeczywistością.

Izabela Kowalczyk