12 Paź

Katarzyna Zahorska - Bombowniczki. Rzecz o ciąży.

by Redakcja

 

Dziewice Marty Deskur i Jak dorosnę będę dziewicą Moniki Zielińskiej Mamzety. Przywołane prace powinniśmy rozpatrywać przede wszystkim z perspektywy feministycznej, jako wizualny sprzeciw wobec zawłaszczania przez mężczyzn kobiecych ciał. Bowiem, podczas gdy akty ciężarnych kobiet o twarzach Marty Deskur już poprzez sam swój tytuł budzą skojarzenia z Niepokalanym Poczęciem, postulując, iż dziecko dziewicy może należeć tylko do niej, w zrealizowanym przez Mamzetę w formie krzyża wizerunku przepasanej perizonium i ubranej w kwiecisty wianek modelki w zaawansowanej ciąży czytelne pozostają motywy męczeństwa i poświęcenia. W obu realizacjach wątek samego doświadczania stanu ciąży czy afirmacji macierzyństwa ustępuje więc kwestii samostanowienia o własnym ciele. W tej pomnożonej przez dwa fizyczności główna rola przypada zatem nie pozbawionemu jeszcze świadomości swojej egzystencji, gorliwie chronionemu cielesną powłoką matki nowemu życiu, a samej kobiecie-matce z całym jej buntem przeciwko obyczajowym reliktom fallocentrycznej kultury, dającym mężczyznom prawo do dysponowania jej ciałem. 

 

Nic dziwnego, że oglądając zrealizowaną we wrocławskiej galerii BWA Studio w ramach 19. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Nowe Horyzonty, a kuratorowaną przez Ewę i Stacha Szabłowskich wystawę Życie wewnętrzne: Brzuch, właśnie prace Deskur i Mamzety jako pierwsze przyszły mi na myśl. Przekaz wymienionych dzieł stanowi bowiem jedną z głównych - jeśli nie główną - osi narracyjnych wrocławskiego pokazu, która, wtłaczając ciążę w dyskurs społeczno-polityczny, mówi o potrzebie upodmiotowienia ciężarnych kobiet. Ale po kolei. 

Ekspozycja Życie wewnętrzne… operuje jednak nie tylko na planie społeczno-politycznym, ale również psychologicznym, symbolicznym czy  dokumentalistycznym. O ile trzy pierwsze linie narracyjne przeplatają się ze sobą i trudno jest je jednoznacznie rozgraniczyć, wątek dokumentalistyczny posiada swoją wyraźną autonomię. Konstruujące go prace Normana Leto i Magdy Hueckel patrzą na ciążę jako na bezosobowy, czysto biologiczny i wyabstrahowany z wszelkich emocjonalnych obszarów proces. Podczas gdy pierwszy z artystów w prezentowanej na wrocławskim pokazie cyfrowej animacji stanowiącej fragment filmu Photon w sposób naukowy opisuje rozwój płodu, wykonane z rycin pochodzących ze starych anatomicznych, botanicznych i astronomicznych atlasów kolaże Magdy Hueckel wpisują ciążę w kontekst szeroko zakrojonych zjawisk występujących w przyrodzie. W przypadku obu dzieł, kobieta - pomimo iż wydaje przecież na świat nowego człowieka - nie jest głównym bohaterem spektaklu życia, a jedynie częścią większej całości, elementem nieprzeniknionej układanki natury. Tymczasem w pracach konstruujących dyskurs społeczno-polityczny, psychologiczny lub symboliczny ciąża traci swój czysto biologiczny wymiar, zyskując kobiecą twarz. Twarz zdradzającą wszelkie radości, ale i lęki czy obawy wyrosłe na gruncie doświadczania tego niesamowitego, niemożliwego do oswojenia, a jednocześnie uznawanego za błogosławiony stanu, jakim jest ciąża. Właściwie nie jestem pewna, czy omawianie wrocławskiej wystawy Szabłowskich powinnam zacząć od analizy wątku dokumentalistycznego, czy raczej na nim zakończyć swój wywód. Z jednej strony bowiem, jego bezosobowa, naukowa narracja stanowi klamrę spinającą i podsumowującą całość rozważań. Z drugiej jednak, chłodne, akademickie dociekania wychodzące poza prywatną i społeczną perspektywę pozwalają na płynne przejście do obszarów związanych z emocjonalnością, na stopniowe przesuwanie akcentu z naturalistycznego na antropocentryczne ujęcie ciąży. 

I tak ciąża obserwowana z perspektywy mechaniki ludzkiej cielesności - najpierw z poziomu chromosomów, genów i białek (Norman Leto), potem z kolei z poziomu kolejnych etapów rozwoju płodowego (Magda Hueckel) - przestaje być wyłącznie serią skomplikowanych procesów biochemicznych, a staje się sprawą kobiecą. Sprawą dyskutowaną na gruncie historycznym, narodowym, społecznym, ideologicznym i religijnym, sprawą uwikłaną w politykę i walkę o władzę. Spośród prezentowanych na wrocławskiej wystawie prac najsilniej w lokalny kontekst społeczno-polityczny wpisują się oczywiście plakaty z czarnych protestów. Ola Jasionowska i Ada Kosterkiewicz w swoich projektach posługują się nieskomplikowaną graficznie figurą, z którą może identyfikować się każda kobieta. To właśnie w tej prostej, powściągliwej estetyce plakatów zawiera się cała ich sugestywność i siła oddziaływania. Podobny wydźwięk posiadają eksponowane tuż obok makatki Moniki Drożyńskiej z wyhaftowanymi na nich hasłami, takimi jak Cud narodzin, Miałam aborcję, Poroniła czy zabiła. Sięgając po archaiczną, jak na dzisiejsze czasy, a kojarzoną z typowo kobiecymi zajęciami praktykę robótek ręcznych, artystka tym dosadniej akcentuje konieczność wpisania kwestii związanych z ciążą w obręb odseparowanego od religii, ideologii czy polityki kobiecego uniwersum. Z kolei Oskar Dawicki w swojej zaprojektowanej z myślą o kobiecie w zaawansowanej ciąży zbroi XVII-wiecznego husarza wyprowadza ciążę poza obręb kobiecego uniwersum i wprowadza ją w narodowe imaginarium, podniecane przez militarystyczne wyobrażenia. Jednak robi to tylko po to, aby rozbić maskulinistyczne fantazmaty poprzez ich feminizację, jednocześnie zadając pytanie o to, czy kobiece ciało, które zawłaszczone zostało przez rządzących do ideologicznej, religijnej i politycznej walki nie wymaga chroniącego go pancerza. 

Tytuł wystawy Szabłowskich jest przewrotny: wgłębiając się w konstruowaną przez kuratorów narrację szybko jednak można zorientować się, że zawarte w nazwie ekspozycji Życie wewnętrzne nie tyle odnosi się do rozwijającego się w łonie matki dziecka, co do sfery emocjonalnej doświadczającej macierzyństwa kobiety. Wątek związanej z ciążą ewolucji na poziomie psychologicznym mocno wybrzmiewa w prezentowanych na wrocławskim pokazie pracach Tabity Rezaire, Douglasa White’a i Manii Akbari oraz Joanny Rytel. O ile jednak pierwsza z artystek w ironicznym, postinternetowym wideo Sugar Walls Teardom stara się przepracować emocjonalne - zarówno osobiste, jak i systemowe, związane z instytucjonalną przemocą wobec kobiet - traumy, artystyczny duet White’a i Akbari w serii fotokolaży Lubion I, II, III, IV bada przemiany, które wraz z fizyczną transformacją ciężarnej kobiety zachodzą w jej wewnętrznym świecie. To samo właściwie - tyle, że w prowokacyjny, niepozbawiony humoru sposób - w swojej plastelinowej animacji robi Joanna Rytel. Kipiące gniewem i fantazjujące o egzotycznych wakacjach bohaterki filmu, skutecznie rozprawiają się z aurą anielskości otaczającą figurę matki, kreując przy tym nastrój ciążowego komedio-dramatu. 

Kuratorom wystawy zależało również na tym, aby ukazać ciążę jako metaforę procesu twórczego, który zwieńczony jest gotowym, materialnym dziełem. Swoją intencję wyraźnie zaakcentowali oni już na samym wstępie - aby móc obejrzeć ekspozycję, widzowie musieli najpierw przejść przez waginalny korytarz, do którego prowadziło wejście otoczone różowymi wypustkami. Przestrzeń wystawiennicza została potraktowana więc jako macica, w której rozwija się i wybrzmiewa dyskurs zrodzony z fizjologii, medycyny, biopolityki, filozofii, mistyki, wielowiekowych wzorców i obecnych polemik wyrosłych na gruncie patriarchatu i feminizmu. Symboliczny wymiar ciąży podkreślili zresztą ponownie, lokując w tunelu kolaże autorstwa Doroty Kozieradzkiej. W trakcie czterdziestu tygodni poważnie zagrożonej ciąży artystka ta wykonała ponad czterdzieści prac, które należy odczytywać jako alegoryczny dziennik tego doświadczenia. W końcu związane z uporczywym oczekiwaniem tworzenie tych bliskich w swojej konwencji pejzażowi obrazów alternatywnego życia, przerwał poród. Spojrzenie na ciążę w kontekście artystycznego projektu proponuje również Anna Odell. W filmie X&Y poddane seksualnej dynamice archetypy kobiety i mężczyzny doprowadzają do powstania dzieła sztuki - autonomicznego, dziecięcego podmiotu. Wideo jest więc także pytaniem o granice pomiędzy sztuką a życiem, o to, do jakiego stopnia akt twórczy może przenikać się z codziennością. 

Organizatorzy wystawy opisują ją w kilku prostych słowach jako „rzecz o ciąży”. Paradoksalnie to krótkie, bezceremonialne określenie zawiera w sobie wielość kontekstów i ujęć tego niezwykłego stanu, w którym kobiece ciało przekracza samo siebie. Nie popadając przy tym - co ważne - w gadulstwo, kuratorzy spojrzeli na ciążę nie tylko jako na skomplikowany, biochemiczny proces, ale i jako na doświadczenie ściśle związane z przemianami na gruncie psychologicznym, nieoderwane od polityki czy społecznych uwarunkowań. Przede wszystkim jednak udało się im dowartościować kobietę nie tylko jako matkę, ale też bojowniczkę w walce o upodmiotowienie ciąży. Całości wystawy towarzyszy ponury nastrój - jeśli bywa zabawnie, jest to raczej humor rodem z ponurego komedio-dramatu. Patrząc na ogólny wydźwięk prac zebranych w przestrzeniach wrocławskiej galerii BWA Studio z tej perspektywy, nie ulega wątpliwości, że bardziej aniżeli malarskie realizacje Joanny Pawlik z cyklu Teraz serca mam dwa, pasowałaby tu rzeźba pt. Bombowniczka Anny Baumgart. 

 

Katarzyna Zahorska