31 Mar

Performance i sens - tekst Bogusław Jasiński

by Bogusław Jasiński

 

To już mój drugi tekst o performance pisany w niezbyt odległym czasie (poprzedni: „Performance i moralność”). Sam nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale wygląda na to, jakby sam problem mnie rzeczywiście coraz bardziej angażował. Mimo tylu prac, które równolegle kontynuuję… Ale to nie tylko kwestia czysto subiektywna, prawdopodobnie jest także coś na rzeczy w sensie czysto obiektywnym, albowiem performance staje się powszechnie niemal obecny tam, gdzie obecna jest sztuka współczesna. Zbyt łatwo jednak artyści, zwłaszcza młodzi, sięgają  po tę formę ekspresji oszukując mimo woli samych siebie, ponieważ uważają, iż performance robi się natychmiast, już, bez przygotowania, a tylko na potrzebę chwili i jakiegoś wydarzenia. To tylko pogłębia zamieszanie panujące wokół tego rodzaju twórczości jednak i artystycznej, i poważnej. Próbuję więc to zrozumieć i pytam o sens…

Oczywiście pytanie o sens jest tu tak samo banalne jak analogiczne pytanie o sens samej sztuki. I wiadomo też skądinąd, że jest trochę wadliwie postawione, albowiem sztuka to mimo wszystko ładna forma bez praktycznego znaczenia, w związku z powyższym inaczej też tu artykułuje się tzw. myśl dyskursywną niż – powiedzmy – w filozofii. Aczkolwiek myśli tej w żadnym wypadku i pod żadnym pozorem odmówić jej nie można; innymi słowy każdy niemal przekaz artystyczny niesie też sobą zarazem też i pewne przesłanie myślowe. I to jest konstatacja również banalna i oczywista. Powiedzielibyśmy zatem, że w tym kontekście sztuka ma tę przewagę nad filozofią, iż oprócz ładnej formy odwołuje się także do intelektu. A performance ?

 Jednym z najbardziej mnie przekonywującym stanowiskiem w estetyce określającym sens przekazu artystycznego jest definiowanie go poprzez język. Innymi słowy sztuką jest pewien szczególnie zorganizowany komunikat, w którym dominującą funkcją jest zjawisko autotelizmu, czyli – mówiąc wprost – formy. Byłaby to zatem taka wypowiedź, w której nie tyle idzie o to, co się mówi, ale przede wszystkim jak się mówi. Nie znaczy to oczywiście, że kwestia zawartości samego przekazu nie jest tu ważna, ale także to, a może nawet przede wszystkim, że jest to wypowiedź w dużej mierze zorientowana na samą siebie, czyli na formę. A o tej z kolei w znacznej mierze decyduje ów szczególny język sztuki, którym wytrawny i profesjonalny artysta włada. A jednak samo opanowanie owego języka nie oznacza automatycznie, że jest się artystą, albowiem do tego z kolei trzeba czegoś, czego nie ma w programie żadnej edukacji, a mianowicie iskry talentu i żarliwości  twórczej. To zaiste odwieczny dylemat wszelkich szkół artystycznych. Rozważanie to prowadzi nas wprost do sformułowania pytania: czy zatem sztuka (a zakładamy, że nią jest)  performance jest zarazem szczególnym językiem artystycznym? Pytanie jest ważne, albowiem otwiera perspektywę teoretycznego, czyli estetycznego opisu i analizy zjawiska performance. A przynajmniej gwarantuje przyjęcie jakiegoś języka opisu.  I tu od razu trafiamy, kto wie czy nie na najważniejszy, na problem związany z samym performance. A mianowicie, czy rzeczywiście możemy w przypadku tego rodzaju wypowiedzi twórczej  mówić o jakimkolwiek języku artystycznym? Pytanie bowiem wydaje się być w tym wypadku zgoła paradoksalne, albowiem performance programowo nie zakłada jakiejkolwiek techniki ekspresji, czy też swojego rodzaju gry – wprost przeciwnie: eksploruje rzeczywistość sprzed jakiejkolwiek techniki, a na pewno poza jakąkolwiek grą, zwłaszcza w sensie aktorskim rozumianą. W tym też sensie jako taki byłby owego języka artystycznego, przynajmniej w tradycyjnym sensie tego słowa, pozbawiony. Oznacza to w tym kontekście, że performance jest działaniem w realnej przestrzeni przez realną osobę i wobec realnych osób. Nie bez powodu powtarzam tu w rozmaitych odmianach słowo „realny”, albowiem nie jest to kreacja w ustalonym sensie słowa – a jeśli już to na bazie owej realności. I choć można powiedzieć, że w performance niczego się nie udaje, to jednak cała sytuacja, do której artysta  zaprasza jako żywo jest wykreowana, a nawet nosi znamiona formy. Mówiąc precyzyjniej: performance to samoświadomość formy artystycznej, ale bez tradycyjnie rozumianego przedmiotu artystycznego (czego żarliwie dowodziłem w swej książce „Estetyka po estetyce. Prolegomena do ontologii procesów twórczych”). Stąd ta szczególna waga dokumentacji i rejestracji performance.  Do istotnych wyróżników performance dodać tez trzeba bezpośredni kontakt z odbiorcą w granicach sytuacji wykreowanej przez artystę. Opisałem te cechy szczegółowo książce, którą wyżej wspomniałem używają do tego aparatu filozoficzno-estetycznego. Doprowadziło to mnie do zanegowania tradycyjnie rozumianej estetyki i wykreślenia zupełnie nowego pola teoretycznego, które roboczo nazwałem właśnie ontologią procesów twórczych. Ten nowy paradygmat myślenia o sztuce nie jest oparty o przedmiotowo rozumiane dzieło sztuki, ale właśnie o procesy twórcze. Wydaje się, że aparat teoretyczny, który zaproponowałem do opisu tego typu zjawisk nadaje się szczególnie do analizy sztuki performance.

Jeśli zatem performance to taka szczególna forma uprawiania sztuki, gdzie oprócz napięcia formalnego (zwanego przeze mnie samoświadomością działania twórczego) nie ma żadnego tradycyjnie rozumianego przedmiotu artystycznego, to w takim razie jak przekazywać wiedzę o nim i jak uczyć? Rzeczywiście mamy w tym względzie do czynienia z sytuacją szczególną, ponieważ zazwyczaj nauczamy określonych technik, a te z kolei łączymy właśnie z wytwarzaniem przedmiotów. I też na ich podstawie możemy formułować sens takiego przekazu. W performance jest zgoła inaczej. Można powiedzieć, że tu wszystko zaczyna się od głowy i na głowie się kończy. Innymi słowy przekaz co do formy i treści sytuuje się tu w sferze  czysto konceptualnej (aczkolwiek bez żadnych dodatkowych sensów, jakie z tym słowem się łączy w historii sztuki współczesnej).  Nauczanie performance zaczyna się zatem  od pracy czysto mentalnej, dla której tylko epifenomenem jest wykreowana sytuacja w realnej przestrzeni. To zaś zakłada po prostu pracę myśli pod warunkiem, że jest o czym myśleć. Jak nigdy dotąd zatem do zasadniczej rangi urasta wykształcenie ogólne artysty performera, wiedza i wrażliwość przekraczające  zwykłą artystyczną miarę. Performer zatem mówi do nas nie udając i niczego – w sensie przedmiotowym – nie kreując, a zatem przede wszystkim jest. I poprzez realne bycie wobec innych (czyli nie granie, jak to ma  miejsce  w przypadku sztuki aktorskiej) konstruuje swój przekaz. To nie jest zwykła sytuacja artystyczna, ponieważ w jednym z jej ogniw pojawia się jak najbardziej realny byt jakim jest istnienie samo. To także wymyka się pojęciu techniki artystycznej. Wydaje się zatem – jeśli już pozostać przy moich „językowych” założeniach – że za każdym razem mamy w performance do czynienia z tworzeniem innego języka przekazu – niejako na oczach widzów i przy ich milczącej akceptacji. Performer ustala zatem za każdym razem inne warunki i  zasady porozumiewania się, inną gramatykę i inną syntagmę  swojego języka. Tym bardziej więc ciężar wypowiedzi przesuwa się w kierunku działania konceptualnego, a to zakłada po prostu pracę intelektualną. W ramach konstruowanego ad hoc języka wypowiedzi i  w granicach konkretnego performance  pojawia się także swoista logika i porządek takiego przekazu. I tę trzeba za każdym razem odkryć. Tu dopiero widzę pole do nauczania. I nie przypadkowo o tym tak wiele tu mówię, albowiem  właśnie rozpaczliwy brak sensu widzę niekiedy w chaotycznych i zgoła przypadkowych wystąpieniach performerów. Nie wszystko bowiem i nie zawsze bywa sztuką i nie da się oszukać świadka/widza niedomyślanym gestem lub nieprzemyślaną sytuacją. A tymczasem akurat w przypadku performance mamy do czynienia z czymś wyjątkowym, gdzie  realny człowiek dotyka samej tajemnicy istnienia – a przynajmniej ma na to szansę o wiele większą, niż artysta produkujący przedmioty. Byłoby głupotą tego nie wykorzystać i nie przywrócić sztuce jej wręcz metafizycznego charakteru i przesłania. Tam bowiem gdzie kończy się gra, rozpoczyna się przygoda z odsłanianiem najgłębszego sensu ludzkiego bytu, jakim jest samo istnienie. Nie można tego przesłonić błazenadą i wygłupem. Pisałem o tym w książce „Sztuka? – Tylko wtedy, kiedy jestem”;  tylko czy moje wołanie usłyszał choć jeden performer? Sztuka performance ma zatem niepowtarzalną szansę dotarcia do owego dreszczu metafizycznego, który przenika doświadczanie istnienia, a które zarazem było obecne chociażby w pierwocinach tragedii greckiej, gdzie aktorzy jeszcze nie byli aktorami, a za takich zaczęli ich uważać dopiero współcześni interpretatorzy. Oczywiście mam tu na myśli Ajschylosową wersję greckiego dramatu, blisko jeszcze stojącą wobec misteriów eleuzyńskich. Aktorów tak naprawdę wymyślił dopiero Eurypides, by był już tylko artystą. Czy wieszam zbyt wysoko poprzeczkę dla współczesnego performera? Czy popadam w zgoła filozoficzną fantazję? Czy też może już piszę artystyczny manifest miast poprzestać na teoretycznej analizie? – Być może, ale przede wszystkim w sztuce performance widzę szansę na otwarcie zupełnie nowego pola twórczej ekspresji, a także szansę na powiedzenie  czegoś bardzo ważnego o samej kondycji człowieka. Sztuka wszak, sztuka wielka chciałoby się rzec, czyniła to zawsze i to właśnie w takich momentach swojego rozwoju, kiedy modyfikowała właśnie swój język przekazu. Byłoby głupotą tego nie widzieć, a jeszcze większą głupotą tego nie wykorzystać. I dlatego trzeba bezlitośnie chłostać samo performance oddzielając ziarno od plew.