09 Kwi

Znaki niepewnego czasu

by Mateusz M. Bieczyński

Znaki niepewnego czasu – z Andrzejem Okińczycem o wystawie artysty w CK ZAMEK w Poznaniu rozmawia Mateusz M. Bieczyński

M.B.: Refleksja, którą mam po kontakcie z Twoją dwuskładnikową instalacją zaprezentowaną w CK ZAMEK w Poznaniu to krótkie stwierdzenie: „Signum temporis”, znak czasu, w którym stopień poszanowania godności człowieka jest tak wyraziście niski, albo w ogóle go nie ma. Co Ty na to?

 

A.O.: O to mi właśnie chodziło w tych dwóch pracach. Punktem wyjścia były dla mnie studia uciętych ludzkich głów. Wykonywałem je, jak pamiętasz, bardzo długo. Realizacja tej części trwała ponad 5 lat. Inspiracją dla jej powstania był przeczytany przeze mnie artykuł w Gazecie Wyborczej o wykonaniu egzekucji 40 osób w Arabii Saudyjskiej. Później okazało się, że dokładnie stracono tam 47 osób. Wśród nich był nieprawomyślnie wypowiadający się imam. Stąd tytuł pracy: „W imię boga jedynego”. Przecież ten imam właśnie dlatego został skrócony o głowę. W tym samym czasie były zbrodnie ISIS, troszkę wcześniej była Rwanda, wcześniej Bałkany. Wrócić możemy oczywiście także do Holokaustu i tak dalej… Taka właśnie nasza historia jest… nie bardzo tolerancyjna.

 

M.B.: Estetyka, którą tutaj wykorzystałeś przywodzi zdecydowanie czasy współczesne, a nie tę odległą przeszłość…

 

A.O.: Cofnąłem się do przeszłości jedynie teraz, aby pokazać ciągłość pewnych prawidłowości. Ale właśnie to jest najbardziej dojmujące, że nawet współcześnie zdarzają się takie sytuacje, jak niedawno we Francji, gdzie ucięto głowę jednemu nauczycielowi. Także te zbrodnie mają cały czas miejsce i to też chciałem pokazać. Do dzisiejszych dramatów nawiązuje również druga z ukazanych prac nosząca tytuł „W stronę lepszego świata”. Tak działo się i wciąż dzieje się. I tak to już jest…

 

M.B.: W obu tych pracach wychodzisz poza płaszczyznę. Wychodzisz poza to co było dla Ciebie charakterystyczne i z tym jesteś kojarzony. Czy takie wyjście w przestrzeń jest związane z potrzebą innego typu refleksji?

 

A.O.: Granice malarstwa, rzeźby i rysunku zawsze się u mnie zacierały. W końcu nikomu nie obiecywałem, że będę tylko malarzem. Jestem kojarzony przecież zwłaszcza z portretami, których naprawdę dużo zrobiłem. Staram się nieustannie poszukiwać odpowiednich form do wyrażenia różnorodnych treści. Koncepcja wymagała zmiany środków formalnych.

 

M.B.: Obie prace – „W imię boga jedynego” i „W stronę lepszego świata” – wydają się być humanistyczną wypowiedzią na temat niehumanitarności świata…

 

A.O.: Dokładnie tak jest. Nie sposób nie zauważyć tego co się dzieje na świecie. Okręty wyławiające uchodźców z morza nie mogą zawinąć do żadnego portu. Zamykani są w stłoczonych barakach, odgradzani zasiekami w obozach przejściowych, które zmieniają się w stałe miejsca ich pobytu. Widoki uchodźców chodzących w japonkach po śniegu można było zobaczyć w telewizji. Moja wypowiedź jest próbą reakcji. Nie wiem jak to rozwiązać, ale nie można nic nie robić.

 

M.B.: Czytałem w jakimś artykule stwierdzenie, że te „węzły” drutu kolczastego są nowym symbolem człowieczeństwa. Kształtem przypominają bowiem sylwetkę człowieka. Każdy z nich ma ręce i nogi, ale nie ma głowy. Jest powiązany całym sznurem. Wyraża to dramat ludzi ujawniający się z samej materii…

 

A.O.: Ten drut kolczasty został u mnie wzbogacony o inne ślady człowieka. Zmieniony w śmietnisko. Buty, rękawiczki, kawałki odzieży, koszul… to wszystko jest świadectwo ludzi, którzy przez te zasieki przechodzili. Chciałem przedstawić je w charakterze monochromatycznym.

 

M.B.: Płaszczyzna odgrywa w pracy „W stronę lepszego świata” istotną rolę…

 

 

A.O.: Zdecydowałem się, aby pokazać tę pracę na piasku, bowiem większość uchodźców pochodzi z krajów z deficytem wody, z Afryki i krajów arabskich ogarniętych wojną. Piasek obecny jest w obu pracach.

 

M.B.: Gdy oglądałem dokumenty o tych, którzy z wnętrza kontynentu próbują dotrzeć do wybrzeża pozostawiają po sobie takie ślady. Podałeś je tu w subtelny, ale niezwykle wyrazisty sposób. To siła tej pracy. Praca ta rzuca wyzwanie widzowi, który wchodzi na wystawę ze sfery swojego komfortu.

 

A.O.: Dla mnie sam drut kolczasty jest sam w sobie już czymś niehumanitarnym. Jest jakby taką koroną cierniową współczesnej ludzkości. Jest on symbolem wykluczenia, podziału, okaleczenia. Robiąc tę pracę mogłem sam na sobie doświadczyć jak łatwo ten drut kolczasty wczepia się w ubranie czy w ciało. Trochę doświadczenia i ostrożności w ten sposób, wobec tego materiału, nabrałem.

 

M.B.: Czy można wyciągnąć z tej wystawy jakąś ogólniejszą diagnozę?

 

A.O.: W pewnym sensie diagnozę wyciągnęła sama sytuacja, chociażby w tym sensie, że sama wystawa została właśnie przedwcześnie zamknięta z uwagi na szalejącą na świecie pandemię. Żyjemy ogólnie w niepewnych i pełnych niepokoju czasach.