15 Kwi

Barbara Kozłowska i „Linia graniczna” – z Mariką Kuźmicz i Zbigniewem Makarewiczem rozmawia Mateusz M. Bieczyński

by Mateusz M. Bieczyński

Barbara Kozłowska i „Linia graniczna” –  z Mariką Kuźmicz i Zbigniewem Makarewiczem rozmawia Mateusz M. Bieczyński

Mateusz Bieczyński (MB): Jak to się stało, że ostatnio Barbara Kozłowska jest taka popularna?

Zbigniew Makarewicz (ZM): Prawdopodobnie dlatego, że przez wiele lat nie była zbyt popularna. To jest zapewne też wynik paru przypadków. Po pierwsze, teraz mamy pięćdziesięciolecia. Historycy sztuki zajmują się poważnie tym wszystkim, co ma przynajmniej 50 lat. Zainteresowanie wynikające z tego powodu jest związane chociażby z faktem, że Barbara Kozłowska była uczestniczką modnego ostatnio „Sympozjum Wrocław 70”. Podobną okolicznością jubileuszową jest wystawa sztuki polskiej w Galerii Richarda Demarco w roku 1972. Kolejno tak można iść, bowiem lata 70. XX wieku zaznaczyły się tym, że wydobyły nową jakość w twórczości polskich artystów. Mogę powiedzieć tak: teraz widać to, co było twórczością artystyczną, i niekoniecznie tylko interesującą i elegancką plastyką. To co robiła Barbara miało taki szczególny rys oryginalności polegający na tym, że to umykało wtedy przyjętym schematycznym rozpoznaniom – na przykład tego czym jest konceptualizm, którego moim zdaniem nie było. Otóż to co robiła Barbara miało własny paradygmat twórczości. To najlepiej widać na przykładzie jej pracy, która się nazywała „Negatywy fikcji”. To jej podejście do tego, co chciała wydobyć było bardzo klasyczne i bliskie zresztą raczej amerykańskim artystom niż europejskim, takim jak np. Walter de Maria. Ona bardzo lubiła jego realizacje. U nas nie było takiego uproszczonego widzenia. Barbara uprawiała „konkretyzm”. To było odniesienie do cold data – zimnych danych. One były bardzo konkretne, np. kalendarz, wschody i zachody słońca przetworzone na prostą kombinację elementów geometrycznych. Przy zmianie warunków ekspozycyjnych dawało to nieskończenie wiele możliwości kombinacyjnych w zasadzie abstrakcyjnego environmentu.

Po drugie, pojawiła się pewien szczególny pociąg, który dla mnie był nie do końca do wytłumaczenia, który przejawiał się w bezkompromisowości postawy twórczej Kozłowskiej, który dzisiaj przyciąga jak magnes. Przykładem był jej projekt wyjazdu nad Bajkał, który zorganizowałem zgodnie z jej życzeniem. Wyjechaliśmy poprzez Związek Młodzieży Wiejskiej. Pojechaliśmy do Irkucka i nad Bajkał, na Syberię. Tam Barbara zapoczątkowała projekt idei linii, która miała obiec świat dookoła. Bajkał miał być najczystszym na świecie miejscem. Bajkał jest też pod Wrocławiem – to jest kotwicowisko dla barek w zakolu Odry. To była zatem podróż od Bajkału nad Bajkał. Barbara potrafiła wynajdować takie ukryte nawiązania. Miała na to szczególną wrażliwość. Takie myślenie było niedostępne dla wszystkich tych, którzy byli przyzwyczajeni do konwencjonalnego myślenia o twórczości artystycznej. Nie widzieli tego, a ona widziała. To właśnie były jej wynalazki.

 

Marika Kuźmicz (MK): Kozłowska była prekursorką performansu w Polsce. Bardzo nie lubię takiego licytowania się na to "kto co pierwszy zrobił" w sztuce, ale jej sposób myślenia o "dziele" był naprawdę bardzo współczesny. Kozłowska koncentrowała się raczej na procesie tworzenia, niż na powstających obiektach, jej prace były efemeryczne, w zasadzie od początku jej drogi artystycznej. Wypracowała sobie szczególny, powiedziałabym, dzisiejszy sposób myślenia o dokumentacji swoich działań. Oczywiście, wielu artystów i wiele artystek dokumentuje swoją twórczość, ale Kozłowska robiła to w niezwykle współczesnym rozumieniu tego terminu. Na przykład do prezentacji fotografii czy slajdów z kolejnych "odsłon" Linii włączała też używane przez siebie bilety lotnicze, mapy, notatki, szkice traktowała jako pełnoprawne fragmenty pracy. Jej realizacje były skrajnie efemeryczne, niewielu twórców i twórczyń w Polsce decydowało się na tak radykalną rezygnację z tworzenia materialnych prac. Poza tym prace Kozłowskiej po prostu były procesem, artystka nie zakładała, że mają kończyć się jakąkolwiek konkluzją. Dlatego tak cenne jest archiwum tej artystki, które zawiera jej notatki, rysunki, stanowiące w gruncie rzeczy po prostu jej prace.

 

MB: Co możemy zobaczyć na jej berlińskiej wystawie?

 

MK: W Berlinie do 2. maja można zobaczyć dokumentację z różnych odsłon realizacji Linii. Był to bardzo szczególny performans Kozłowskiej, który artystka realizowała właściwie przez niemal całe swoje dorosłe życie, od 1962 do 1999 r. - w różnych miejscach świata, głównie na plażach, manifestowała swoją obecność. To praca o wolności, praca-podróż, będąca wizualizacją tego, co dla Kozłowskiej było tak istotne: podróży, ruchu, możliwości poznawania świata. Dodatkowo na wystawie można też obejrzeć film Agnieszki Lasoty, poświęcony Kozłowskiej, jednocześnie mikrodokument i impresja dotycząca jej twórczości.

 

ZM: To jest oczywiście kolejna odsłona projektu. To była idea Barbary, aby kompozycje „Linii Granicznej” i „Negatywów fikcji” prezentować wielokrotnie. Było to wpisane w dokumencie przygotowanym z okazji jej pobytu na plenerze w Osiekach. Chodziło o to, że jej dzieła można odtwarzać już bez jej obecności. To tak jak odsłona w ramach Poznań Art Week 2018, w ramach wystawy „Redystrybucja”. Podobnie Grzegorz Borkowski w Warszawie w Galerii Działań pokazywał ten projekt „Negatywów”. Marika Kuźmicz zresztą też. Można zatem wziąć prace, które są zbiorem i zinterpretować w nowej przestrzeni stosownie do okoliczności i możliwości. To jest kolejna odsłona „Linii granicznej” Barbary Kozłowskiej w Berlinie.

 

MB: Czy twórczość artystki ma szanse na trwałe zaistnienie w polskim kanonie sztuki powojennej?

MK: Sądzę, że to już się dzieje. Powstała pierwsza książka, prezentująca całościowo twórczość i biografię Kozłowskiej, która została wydana przez Fundację Arton i Muzeum Współczesne Wrocław. Na zaproszenie Muzeum Współczesnego, po kilku mniejszych prezentacjach jej dorobku, które mogłam przygotować sporą wystawę artystki w siedzibie Muzeum latem 2020 r. Obecnie widać wyraźnie duże zainteresowanie tą twórczością, dostaję wiele pytań, także z zagranicy o jej dorobek. Barbara Kozłowska została przez nas włączona do międzynarodowego projektu "Not Yet Written Stories. Women Artists' Archives On-Line" w ramach programu Kreatywna Europa. Jej prace są w związku z tym dostępne w bazie www.forgottenheritage.eu

To dotychczasowe zapomnienie czy też "nieuświadomienie" przez badaczy i badaczki sztuki Kozłowskiej jest bardzo niesłuszne, to bez wątpienia jedna z najważniejszych, najbardziej interesujących twórczyń polskiej, ale też światowej sztuki powojennej.

ZM: Kiedyś Barbarę Kozłowską odwiedziła węgierska artystka Dora Maurer. Przebywała z nią parę dni, po czym podsumowała to takim zdaniem, które zapadło mi w pamięć: „Barbara, don’t sleep, don’t eat, don’t drink, don’t make up (don’t make love), only art, art, art”. Barbara była słabej kondycji fizycznej, miała problemy z chorobą serca, ale ducha miała niezłomnego. Taka właśnie była. W całości zanurzona w takie rozpoznawanie świata i pokazywanie co z tym co widzimy, a czego nie uświadamiamy sobie można zrobić. Moment piękna w takiej szarej rzeczywistości.